„Postępujcie, jak słyszycie” Konfucjusz
Klub Turystyki Wodnej KILWATER nie jest licznym klubem, ale indywidualności w nim bez liku.
Swoją działkę mam w okolicach Purdy Wielkiej. Wrosłem „w wioskę”, żyję jej życiem. W okresie wakacyjnym wyjeżdżam na koncerty muzyki organowej i kameralnej w Pasymiu. Odległość niewielka, raptem 12 kilometrów. Jazda przez las i bocznymi szosami to prawdziwa przyjemność. 11 lipca wybrałem się na koncert. Program zapowiadał się ciekawie. Trasę rozpocząłem na swojej działce w okolicach jeziora Kemno. Dojechałem do jeziora Serwent, jadąc wzdłuż jego brzegu minąłem bunkry i znalazłem się na dawnej granicy między Warmią a Mazurami. Pierwszą wsią na trasie, już na Mazurach jest Krzywonoga. Odwiedziłem swoich miłych znajomych, Irenę i Władysława. Mieliśmy czas na małą pogaduchę, wypicie herbaty i degustację wspaniałego ciasta. Piękną asfaltową szosą ruszyłem do Tylkowa. W Hotelu Panorama znowu spotkanie ze znajomymi. Mieszkańcy miejscowości postanowili zorganizować stowarzyszenie i wspólnie działać. Plany są wspaniałe, powodzenia w ich realizacji. Do Pasymia dotarłem nową i bezpieczną ścieżką rowerową. W Pasymiu rower zostawiłem na plebanii, zmieniłem strój rowerowy na stosowny do okoliczności. Przed koncertem powitania z osobami zmierzającymi na wydarzenie. Znamy się od lat, lubimy przebywać w swoim towarzystwie i łączy nas muzyka. To nie jest slogan. Warto było przyjechać i posłuchać muzyki. Sam kościół ze swoimi organami, wykonawcy i słuchacze tworzą wspaniałą atmosferę i klimat. Przed nami jeszcze wiele koncertów. Życie codzienne nie jest najłatwiejsze. Przez ponad godzinę można oderwać się od trudów, nabrać energii na cały następny tydzień. Wszystko niestety ma swój koniec, koncert nie jest tu wyjątkiem. Zdecydowałem się na trochę inną trasę powrotną. Pojechałem przez Rudziska Pasymskie. Znowu „kłania się” historia. Tutaj działał Uniwersytet Ludowy Karola Małka. Hubert Wagner przygotowywał swoją złotą olimpijską reprezentację. Przed wojną istniała skocznia narciarska i tor saneczkowy. U mnie odezwała się natura wodniaka. Tak zwyczajnie „musiałem się pogapić” na Kalwę o zachodzie słońca. Pozostał tylko droga powrotna do domu. Nie mogło zabraknąć ponownego widoku na jezioro Serwent. Trasa jak trasa. Punktów do żadnej odznaki nie zdobyłem. Rekordów szybkości i odległości nie pobiłem. Takie ulotne rzeczy jak muzyka i spotkania ze znajomymi pozostają. (C)Andrzej Przybylski